Numer dwa na polskim rynku bukmacherskim redukuje sieć stacjonarną, ale zapewnia, że tegoroczne wyniki nie są złe. Mniejszym firmom może być trudniej.
Bukmacherzy stawiali na to, że 2020 r. będzie dla nich świetny i się przeliczyli, bo nie mogli wziąć pod uwagę wybuchu pandemii. Zamiast podbijającego zainteresowanie zakładami wzajemnymi piłkarskiego Euro mieli lockdown i zawieszenie lub odwołanie większości rozgrywek i zawodów sportowych. Po tym jednak, jak latem sportowcy wrócili do rywalizacji, zainteresowanie ofertą bukmacherów odżyło.
Ostatnie trzy miesiące dla bukmacherów były bardzo dobre. Oczywiście przychodowo ten rok nie będzie dla branży tak dobry, jak oczekiwano przed pandemią, ponieważ nie odbyło się piłkarskie Euro oraz mieliśmy do czynienia z ponaddwumiesięczną przerwą w sporcie. Po optymalizacji kosztów i renegocjacji umów, w tym sponsoringowych, powinniśmy zakończyć rok finansowy z działalności online z niewielką korektą do wyniku zakładanego na 2020 r. Od zakończenia pierwszej fali C0VID-19 można zaobserwować znaczący wzrost liczby klientów w kanale online, legalnie obstawiających wyniki – mówi Konrad Komarczuk, prezes Fortuny w Polsce.
Pandemiczna weryfikacja
W ubiegłym roku Fortuna miała 2,1 mld zł przychodów, o 21,5 proc. więcej niż rok wcześniej. Zanotowała przy tym 74,5 mln zł czystego zysku, co oznacza wzrost o 29 proc.
Zakładaliśmy, że w tym roku przychody wzrosną o około 25 proc. Lockdown to zweryfikował. W pierwszych miesiącach pandemii, gdy wstrzymano większość rozgrywek sportowych, gracze obstawiali wyniki lig piłkarskich na Białorusi czy w Nikaragui, zawody tenisa stołowego na Ukrainie i rozgrywki e-sportowe. Jednak od sierpnia, gdy wróciły ligi piłkarskie i turnieje tenisowe, dynamika wyników jest wyższa od naszych oczekiwań, a w październiku miesięczne założenia budżetowe zrealizowaliśmy w trzy tygodnie. Pytanie tylko, czy w końcówce roku to się utrzyma, czy czeka nas kolejny lockdown i czy ponownie będziemy zmuszeni zamknąć nasze placówki naziemne — mówi Konrad Komarczuk.
Na polskim rynku bukmacherskim formalnie licencję na prowadzenie działalności od Ministerstwa Finansów posiada 19 firm. W praktyce ponad 40 proc. rynku zakładów (z wyłączeniem niskomarżowych zakładów na gry karciane) należy do STS, a ponad 30 proc. do Fortuny.
Mniejsze firmy mają jednak problemy. Najwyraźniej było widać to w przypadku Milenium, rynkowego weterana, który w marcu zawiesił przyjmowanie zakładów stacjonarnych, a kilka tygodni później także zakładów przez internet.
Pandemia może wyczyścić polski rynek. Moim zdaniem jest na nim miejsce dla maksymalnie pięciu znaczących operatorów. W tej branży, by mieć jakikolwiek zysk, trzeba wypracowywać około 600 mln zł przychodów rocznie, a osiągniecie takiego poziomu od zera wymaga 2-3 lat i nakładów na pozyskiwanie klientów rzędu 50 mln zł rocznie. Ci, których na to nie stać, będą musieli zniknąć – uważa Konrad Komarczuk.
Stacjonarne ograniczenia
Fortuna większość przychodów generuje na zakładach internetowych, ale ma też dużą sieć placówek stacjonarnych. Jest w niej obecnie 330 placówek własnych i prawie 200 agencyjnych.
Jeszcze przed rozpoczęciem pandemii planowaliśmy redukcję sieci, głównie w mniejszych ośrodkach, liczących poniżej 20-30 tys. mieszkańców. Zamknęliśmy w tym roku około 60 placówek, a będziemy chcieli zamknąć jeszcze 70-80, poza mniejszymi ośrodkami także na dworcach czy w galeriach handlowych, gdzie bardzo spadł ruch klientów, a czynsze pozostają wysokie — mówi Konrad Komarczuk.
Szef Fortuny nie ukrywa, że pandemia zmienia spojrzenie firmy na prowadzenie placówek stacjonarnych.